piątek, 28 października 2016

Rozdział 2

   Po obudzeniu się spojrzałam na zegar. Wskazywał godzinę 5.42.

Cudnie... Miałam mnóstwo czasu.

   Rozejrzałam się po pokoju i przypomniałam sobie jak to kiedyś było. Jak szykowałam się do szkoły przed... tym. Odłożyłam wspomnienia na bok i zajrzałam do szafy. Większość ubrań była czarna, kombinezony, koszulki i spodnie... ktoś, kto je tam wieszał brał pod uwagę wygodę i... prostotę.

Jeszcze niewiadomo, czego od nas oczekują, ale to może być ważne.

Naszykowałam sobie ubrania i poszłam do łazienki. Urządzona była w kolorach czerwieni i bieli, i była nieźle wyposażona. Znalazłam tam wszystkie potrzebne przybory toaletowe. Nie wiedziałam za co się zabrać, byłam przytłoczona tym wszystkim...

Podeszłam do lustra i przejrzałam się swojemu odbiciu. Wyglądałam koszmarnie! Cała byłam brudna - zwykle trupio blada, teraz zupiełnie nie przypominałam siebie. Moje miedziane włosy tkwiły w nieładzie splątanych loków sięgających mi do lędźwi. Usta popękane, a pod oczami widoczne spore sińce i ślady rozmazanego tuszu.

Bez kolejnych przemyśleń napełniłam wannę gorącą wodą i weszłam do niej. Wolałam się zrelaksować i odciąć od tych ciągłych rozmyślań.

Przygotowana do pokazania się ludziom, zeszłam na dół do kuchni i zastałam tam Simona. Wyglądał o wiele lepiej niż wczoraj, a jego włosy niesfornie sterczały we wszystkie strony. Cicho usiadłam przy stole, a kiedy się odwrócił niemal wylał na mnie kawę.

- Ej! Uważaj co robisz! - skarciłam go.

- Ehe... Trzeba było się nie skradać!

- Dobra... nieważne! Jestem głodna... chcesz coś?

- Jasne, że chcę. Widziałem jak wczoraj robisz tosty, z chęcią się skuszę. - uśmiechnął się uroczo, pokazując dołeczki w policzkach.

Wcale nie czułam się tam dobrze, ale... nie było tak źle. Mieliśmy pewnego rodzaju luksus, ale z pewnością musieliśmy się jakoś odpłacać za to, co dostajemy. Już wielokrotnie nauczyłam się, że nic nie jest za darmo. Ale to lepsze niż tułanie się, którego doświadczałam przez ostatnie sześć miesięcy...

Chwilę trwaliśmy w ciszy, kiedy przygotowywałam nam śniadanie, ale od razu, gdy usiadłam zapytałam:

- Jak myślisz, od czego zaczniemy usługiwanie temu psycholowi?

- Nie mam pojęcia, ale na razie czekam na te "treningi". - pokazał cudzysłów w powietrzu.

- Yhm... Albo na czym będą polegać te zadania? - obydwoje się zastanawialiśmy - Myślisz... myślisz, że chcą nas wykorzystać do walki?

- Ja... Prawdopodobnie. - odpowiedział - Chcą, żebyśmy odwalali za nich brudną robotę.

- Właśnie takie mam przeczucia. - szepnęłam - Jeśli.. jeśli... to będziesz... to robił? - zawahałam się.

- Jeśli od tego będzie zależeć moje życie, to znasz odpowiedź. - rzekł - Wydaje mi się, że nie możemy tu nikomu ufać. Nie powinniśmy zdradzać naszych słabości...

- Masz rację. - zastanowiłam się - W takim razie przydadzą nam się lekcje opanowania.

- Oj, tobie z pewnością. - przytaknął - Powinniśmy się zbierać... - westchnął.


***


 W pomieszczeniu znajdował się Erick i Nadia. On miał przerażenie w oczach, a ona... oglądała swoje idealne paznokcie pomalowane czarnym lakierem. Kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się sztucznie, skandalicznie przy tym mrugając. Nie uraczyłam jej nawet skinieniem głowy. Chwilę później weszły bliźniaczki, a wraz z nimi jakaś kobieta.

- Witam. - powiedziała nieznajoma.

Żadne z nas nie odpowiedziało. Wolałam mieć obok siebie kogoś przyjaznego, dlatego zajęłam miejsce obok Simona. Kobieta dziwnie spojrzała na mojego towarzysza, a on jakby... próbował nie zwracać na nią uwagi.

- Kim ona jest? - szepnęłam na ucho do czarnowłosego.

Chwilę milczał, po czym odpowiedział również cicho:

- Nie wiem. - Kłamał. Wiedziałam to.

Kobieta była szczupła i przewyższała mnie wzrostem. Jej włosy miały rudawo-brązowy odcień i sięgały do ramion, były proste. W jej twarzy mocno wyróżniały się szafirowe oczy. Raczej koło czterdziestki.

- Jestem Jannett. To nasze pierwsze spotkanie i jak wszyscy wiecie, kolejne będą co tydzień lub częściej. Na nich będziemy omawiać co będziecie robić w danym tygodniu. Ten tydzień poświęcimy zapoznawaniu się z tym po co tu jesteście. - mówiła głośno - Czy ktoś wie po co tu jesteście?

Nadia podniosła rękę i wywołana odpowiedziała:

- Będziemy się szkolić w walce i wykorzystywać nasze umiejętności na potrzebę spraw organizacji.

Och, świetnie. Czyli tylko ja jestem niedoinformowana?

- To prawda. Od teraz jesteście pod naszym nadzorem i nie robicie nic bez naszej wiedzy. Żadnego buntu. - Przeszła po pomieszczeniu i położyła dłoń na ramieniu Simona, lekko je ściskając. - Codziennie będziemy prowadzić wasze treningi punktualnie o 7:00. W niedziele możecie odpuścić sobie trening i zająć czymś innym - oczywiście w murach domu. Kiedy zostaniecie wezwani do wykonania misji, macie rzucić wszystko i podążać za rozkazem. Za dobre sprawowanie, możecie uzyskać nowe przywileje.

Szybko zerknęłam na Simona, on również patrzył na mnie. Szybko jednak odwrócił wzrok, a ja wiedziałam, że miałam racje. Chcieli, żebyśmy sprzątali ich brudy, w dodatku jako ich więźniowie.

Kiedy wszyscy się rozeszli ruszyłam do sypialni, przy drzwiach jednak zatrzymał mnie czarnowłosy, ciągnąc do swojego pokoju.

- Czyli to prawda! - powiedziałam po wejściu.

- Na to wygląda... - wzruszył ramionami.

- Ale będziesz dla nich pracować? - spytałam.

- Już wcześniej odpowiedziałem ci na to pytanie. - nagle zaczął być chłodny. Poczułam wręcz jak powietrze tężeje pod wpływem jego mocy. Czyżby był to drażliwy temat? Ale czemu? - Rozumiesz co ludzie do ciebie mówią? - zbliżył się do mnie z grymasem niezadowolenia, dźgając mnie palcem w ramię.

- Nie dotykaj mnie! - odepchnęłam go - Staram się być na bieżąco. Staram się być twoją sojuszniczką, więc nie wyżywaj się na mnie! - wybuchłam - Nie masz prawa tak mnie traktować i robić ze mną wszystko, co tylko chcesz! - krzyknęłam.

Zaśmiał się. Powiedziałam mu o moich prawach i próbowałam uświadomić mu jakim jest palantem, a on się zaśmiał! Nie wytrzymałam...

Posłałam ku niemu falę ognia, krzycząc przy tym do zdarcia gardła. Wszystkie emocje zawrzały we mnie, jakby stało się coś wielkiego, ale... przecież nie miałam podstaw do takiej reakcji... nie znałam go... Ale jednak coś sprawiało, że czułam do niego spotęgowaną złość.

W odpowiednim momencie okrążył nas wodą i odparł moje płomienie. Nikt nie mógł usłyszeć moich krzyków, bo skutecznie zagłuszała je jego moc. Spojrzałam mu w oczy i przestałam... Nie wiedziałam czemu tak nagle oszalałam, ale wiedziałam, że było to niesłuszne. Miałam prawo być zirytowana, ale chęć zniszczenia go to chyba za wiele...

- Nie masz pojęcia, co chciałbym zrobić, mała. - Powiedział już spokojnie, a ja nie wiedziałam co to miało oznaczać. Pogubiłam się we wszystkim. Czułam, że wszystko nie gra. - Wyjdź. - nakazał, wskazując drzwi.

Jakby w amoku, wykonałam polecenie, zamroczona tym co się przed chwilą zdarzyło. Coś było nie tak, czegoś brakowało mi w tej układance.

Ale czego?

Podobny obraz


piątek, 14 października 2016

Rozdział 1

 Czas płynął strasznie wolno, a bezsenność wcale tego nie poprawiała.

Kiedy Nadia wstała nie odezwała się ani słowem, patrząc na swoje poparzone dłonie. Czułam wyrzuty sumienia. Od razu przed oczami pojawiły mi się zdarzenia sprzed kilku godzin. Potrząsnęłam głową odtrącając od siebie złe myśli.

Spojrzałam na Simona.

On nad sobą panował.. wiedział, kiedy trzeba przestać. Sprawiał wrażenie odprężonego, wiedziałam jednak, że skrywa jakąś tajemnicę, ale nie mogłam jej wydrzeć siłą. To byłoby zbyt niebezpieczne. W końcu on jest obliczem wody, a ja ognia - jesteśmy przeciwieństwami, tyle, że ja dowiedziałam się o swojej mocy wcale nie tak dawno i jeszcze się uczę, a on.. wydaje się naprawdę doświadczony i myślę, że bez najmniejszych problemów mógłby zgasić mój każdy płomień.

Bez namysłu podeszłam najciszej jak umiałam do chłopaka i obok niego usiadłam. Pozycja w jakiej się znajdował nie wskazywała na sen, lecz raczej na medytację. Postanowiłam, że również pomedytuję. Zamknęłam oczy i tak jak zawsze pomyślałam o ogrodzie mojego domu.

Wiosna.. tak, wiosna to zdecydowanie moja ulubiona pora roku. To świeże powietrze i kwiaty roznoszone przez wiatr po zielonej, niedawno skoszonej trawie oraz potężne drzewo, po którym uwielbiałam się wspinać, będąc małą dziewczynką. Jabłoń z pąkami, z których niedługo wyrosną dorodne owoce. Nigdy nie zapomniałam jak wyglądają moje rodzinne strony, nawet, kiedy musiałam uciekać z palącego się budynku, w którym spędziłam swoje dzieciństwo. Wtedy właśnie dowiedziałam się o mojej cudownej mocy, a również jak bardzo jest niebezpieczna dla innych. Przeze mnie zginął mój ojczym, a pamiątki po zmarłej matce spłonęły. Przeze mnie.

Zabiłam go... Ale była jedyna rzecz, która mu się należała. Śmierć. Zasługiwał na nią od zawsze. Był tyranem...

Mimo, że w środku drżałam z emocji, to na zewnątrz byłam opanowana. Przynajmniej się starałam. Otworzyłam oczy, wstałam i pociągnęłam czarnowłosego chłopaka za sobą. Syknął i ruszył za mną. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami ciężarówki.

- Wiesz co tu się dzieje? - Zapytałam go, sama nie wiedząc w co mam wierzyć i co myśleć o naszej obecnej sytuacji. Nie byłam spokojna.

- Szczerze...? - zapytał ostrożnie. Wydawał mi się wycofany. - Nie mam pojęcia...

- Ja też! - odpowiedziałam - Nie mam pojęcia jak i kiedy mnie znaleźli i zastanawiam się czego będą oczekiwać. Słyszałam o tych... misjach, ale... w ogóle mi się to nie podoba. Towarzystwo też uważam za średnie. - skrzywiłam się kalkulując sytuację.

Chłopak zawadiacko się uśmiechnął, krzyżując ramiona.

- Uważasz, że jestem średnim towarzystwem? - Ominął całkiem resztę moich spostrzeżeń. Odrobinę zastanawiające... Może jednak wie coś, czego nie chce przyznać... Ale dobrze... zagram w jego grę.

- Och. W porównaniu do Nadii, jesteś wybornym kompanem. - Przyznałam udając, że nie mam do niego zastrzeżeń.

Prawy kącik jego ust lekko drgnął, ale nie na długo. Jego zachowanie było odrobinę przerażające, jakby za szybko przechodził w różne stany... Moja intuicja podpowiadała mi, że starał się coś ukryć... Nie wiem... Miałam co do niego dziwne przeczucia, które sprawiły, że cała ta sytuacja wydawała mi się znajoma...

- Okej... - westchnęłam - Mam prośbę. - Kiwnął głową, dając mi znak, żebym kontynuowała. - Naucz mnie kontrolować... TO. - zaakcentowałam ostatni wyraz.

Spojrzał na mnie i pstryknął mnie w nos.

- Jasne, Płomyczku. - zaśmiał się.

- Co to miało być?! - zmarszczyłam czoło zdenerwowana. Co on sobie wyobrażał? Co z nim nie tak, że tak zmienia się jego nastawienie?

- Nic. - spoważniał - Możemy spróbować okiełznać twoje moce.

Och, świetnie. Najpierw wycofany, potem śmieszek, później się spoufala, a teraz poważny. No to chyba jakiś żart. Kto uważa, że to dziewczyny mają humorki - jest w błędzie. Ten typ jest doskonałym przykładem męskiego PMS-u.

Nie jestem pewna, ale chyba opadła mi szczęka pod wpływem jego zachowania, bo mimowolnie syknęłam, odwróciłam się i usiadłam gdzieś w głębi pojazdu, byle dalej od niego. Kątem oka zauważyłam jednak jego kolejny głupi uśmieszek.

Chętnie starłabym go z jego ładnej buźki, ale muszę zachowywać powagę. Nie mogę pokazywać swojego oblicza, nie mogę ufać nikomu.

Muszę to przeczekać, a on albo mi w tym pomoże, albo sama się nim posłużę.


***


  To nie była miła pobudka.. uderzyłam głową w podłogę i z sykiem wstałam. Jedna z bliźniaczek pokazała na mnie drugiej i po chwili obydwie wybuchły śmiechem. Spojrzałam na nie groźnie i syknęłam, pokazując zęby.

Wcale nie jestem bezbronna!

 Jedna z nich odskoczyła, ale potem spojrzała na mnie morderczo i z powrotem zaczęła chichotać.

- Zamknijcie się! - warknęła Nadia - Mam już dosyć waszego śmiechu. - Pod jej słowami rudowłose się skuliły.

Zabawne...

Rozejrzałam się, a widząc Simona, stojącego przed wyjściem z ciężarówki zorientowałam się, że zatrzymaliśmy się. Podeszłam do niego i szepnęłam:

- Dotarliśmy?

- Na to wygląda. - odszeptał.

- Gdzie jesteśmy? - spytałam.

- Nie wiem. - odpowiedział, nerwowo stukając w ścianę ciężarówki. Jestem pewna, że coś wie i nie chce mi powiedzieć.

- Myślisz, że jesteśmy na miejscu?

- Chyba tak. - westchnął.

Chyba zaczęłam go irytować, może jeśli go wkurzę, to coś zdradzi... Albo straci panowanie, co byłoby również interesujące.

- Ale na pewno? - rozpoczęłam swój plan.

- Tak mi się wydaje... - wzruszył ramionami.

- No dobrze... - zgodziłam się - Jak myślisz... co będziemy musieli robić?

- Już wczoraj powiedziałem. - spojrzał na mnie z ukosa - Nie wiem. - uściślił.

- A może... - Nie zdążyłam dokończyć, bo niebezpiecznie się do mnie zbliżył. Spojrzał mi w oczy w dziwny sposób. Jakby chciał mi coś przekazać.

- Słuchaj... Nie wiem... - Nie brzmiało to przekonująco... możliwe, że specjalnie. - Wszystkiego, czego masz się dowiedzieć, dowiesz się w odpowiednim czasie. - Na te słowa przeszedł mnie dziwny dreszcz. Nagle, złapałam go za nadgarstek, ale momentalnie puściłam. Zapanowała cisza pełna dziwnych spojrzeń, ale szybko się skończyła, kiedy stróżka wody spłynęła po jego czarnym kosmyku, spływając na moje czoło, na którym momentalnie się zabulgotała i wyparowała. Dziwna sytuacja.

Uderzyłam go łokciem w żebra, a on poklepał mnie po głowie. Chyba rozładowaliśmy napięcie, bo poczułam jak temperatura ze mnie uchodzi.

Ale... udało mi się!

Stracił panowanie i w dodatku chyba chciał mi coś przekazać. Miałam wrażenie, że to kłamstwo związane z jego niewiedzą, którym mnie uraczył, było w pewien sposób odpowiednie. Wiedziałam, że to nieprawda, a on nie skrywał, że rzeczywiście tak jest, ale widoczne było, że chce, żeby to zostało między nami.

   Nagle stanęłam w bezruchu, kiedy usłyszałam kroki na zewnątrz. Drzwi stanęły otworem i rozpoznałam jednego ze strażników, tego, który zajmował się mną w tym.. miejscu, w którym byliśmy wcześniej. Spojrzał na mnie z uśmieszkiem i przechylił głowę.

- Znowu się widzimy. - powiedział chrapliwym głosem.

- Och.. tak. Cieszę się niezmiernie. - prychnęłam.

- Idziecie ze mną. - złapał mnie za rękę i wyciągnął z ciężarówki, przy tym niemal łamiąc mi rękę.

Syknęłam i wyszarpnęłam się z uścisku. Dopiero wtedy ruszyłam za nim.


***


 Dotarliśmy na miejsce. Okazało się ono sporym... domem?

Świetnie... Jakiś gość mieszał nam w głowach, jechaliśmy tą okropną, zatęchłą ciężarówką przez całą noc... A to wszystko tylko po to, żebyśmy zamieszkali w ładnym, przyjemnym domku i odwalali cholerną fuszerkę dla jakiegoś zapyziałego psychopaty? No nie wierzę!

   Śmierdzący strażnik wprowadził nas do budynku i kazał wybrać pokój. To był duży budynek. Było tam cztery pokoje na parterze i tyle samo na pierwszym piętrze. Nie mieliśmy prawa wejść po schodach wyżej - na drugie piętro ani niżej - do piwnicy. 

Nie rozglądałam się zbyt długo. Wybrałam jeden z wolnych pokoi. Ściany były ciemnoczerwone, w niektórych miejscach lekko popękane i ukazujące wcześniejszy styl pomieszczenia - jasne, wzorzyste tapety z motywem kwiatowym. Staromodne, spore łóżko stało pod odnowionym oknem. Skromnie urządzone wnętrze z kilkoma drobiazgami w postaci zegara na szafce i lampy o żółtym świetle. No i drzwi - zapewne do łazienki. Nic specjalnego... Lekki, sztuczny zapach lawendy dodatkowo psuł wszystko, przypominając mi to jak bardzo jej nienawidzę, podobnie jak wielu rzeczy... na przykład bycia więzioną.

Jedyne czego oczekiwałam od nowego pokoju to jego lokalizacja - jak najdalej od sypialni Nadii i bliźniaczek. Erick... nie interesowało mnie gdzie teraz jest. Pewnie zamknął się w łazience i płacze. W ten sposób wybrałam miejsce naprzeciwko Simona. 

Miałam nadzieję, że czarnowłosy rzeczywiście jest godny zaufania. Przepełniała mnie wewnętrzna potrzeba posiadania tu sojusznika, a on wydawał się jak na razie najlepszym kandydatem.


***


 Po odnalezieniu kuchni, otworzyłam lodówkę. Nikogo tam nie było, pewnie jeszcze rozglądali się po swoich pokojach. Znalazłam jedzenie, które można znaleźć w normalnym domu. Rozejrzałam się i zobaczyłam TO! Dar niebios! No cóż... TYM czymś był toster. Kiedy przygotowałam sobie opiekane kanapki, z prędkością światła je pochłonęłam. Kto jak kto, ale ja jestem strasznym głodomorem! 

 Wracając do swojego pokoju poczułam zawroty głowy, a w moim umyśle rozległ się znów głos: 

"Jutro macie się stawić w salonie o 7:00. Takie spotkania będą się odbywać co tydzień w poniedziałek. Zawsze jesteście do mojej dyspozycji, czekają was regularne treningi i zapamiętajcie: nie wolno wam opuszczać domu bez mojej zgody."

Pod koniec rozległ się śmiech, a ja już czułam, że moja głowa pęka. Gdy rozległa się cisza, weszłam do pokoju, opadłam na łóżko i zmęczona zasnęłam.